Operacja “Rusz Tyłek” rozpoczęta…

Zima, zima i po zimie… A nawyk został… Wolna chwila i myk… przed telewizor i zawsze jest coś do oglądania. Nawet jak nie ma nic sensownego to uda mi się wmówić sobie, że jest. A  jak już całkiem nie, to chociaż książkę poczytam. Co akurat jest całkiem pozytywne bo bez “kultury” rosną gbury 🙂 Jednak czas powinienem mieć i na rozwój osobisty i na utrzymywanie kondycji (a w tym wypadku to może raczej budowanie od nowa). Pamiętam też, że sobie cel postawiłem i niestety jest on zagrożony… Niezależnie od bardziej czy mniej obiektywnych powodów.

Dlatego też w dniu wczorajszym po szczegółowej analizie (z 15 minut mi zajęła 🙂 ) rozpocząłem działania wiosenne, które szumnie nazwałem: Operacja “Rusz Tyłek” ! Miałem wprawdzie alternatywną wersję z nazwą ciała, która jest w tytule –  ostatecznie jednak uznałem, że moja wysoka kultura osobista nie pozwala mi na użycie nazwy złożonej z 4 liter. Nawet, jeśli wydają się odzwierciedlać dużo dosadniej przesłanie, jakie cała akcja ma sobą wyrażać. A o co konkretnie chodzi? Mówiąc w krótkich, żołnierskich słowach. Cel jest postawiony (tutaj można sprawdzić szczegóły o nim) i jak bym nie próbował się tłumaczyć, albo go zrealizuje albo nie. Co zatem zostało? Ruchy, ruchy, ruchy … Skoro czas zimowy trochę mnie przymulił, teraz trzeba podjąć wzmożone działania by mieć ustalony rezultat.

Pomyślałem też, że spróbuję znaleźć minimum jedną osobę, która także postanowi wyjść niczym niedźwiedź ze swojej jaskini po zimowym śnie i ruszyć w piękny polski krajobraz by się przewietrzyć 🙂 I tak oto powstała koncepcja wiosennej kontrofensywy “Rusz Tyłek”.

I jak pomyślałem, tak zrobiłem. Choć warunki były po zbóju niesprzyjające. Wiatr wiał, śnieg, deszcz, grad, słońce i znowu śnieg, deszcz, grad (już bez słońca). Istny kwiecień – plecień. Opatuliłem się jakbym chciał bank gdzieś po drodze obrobić i ruszyłem przed siebie… Podkreślam, iż to dla mnie oznacza około 5 km trasy 🙂 A tak wyglądałem… Czapeczkę już mógłbym wymienić… Wiem …

Pogoda i widoczki były piękne, choć z dużą porcją szacunku do potęgi Matki Natury. Nawet jeśli to tylko droga asfaltowa i pola dookoła.

Zwłaszcza, że zaledwie w 6 minut bardzo mocno potrafiły “przyśpieszyć”. Naprawdę czułem Potęgę i Moc jaka jest w przyrodzie. Piękne…

Ostatecznie 4 liter mi nie “zmyło”, zdążyłem dotrzeć pod dach i z ciepłego pokoju oglądałem wichurę jaka chwilę po moim powrocie się rozpętała na zewnątrz. A wynik? Przebiegłem ponad 5 km ze średnią 6 minut i 30 sekund na kilometr.

Widać wyraźnie, że jesienią miałem lepsze wyniki. Trochę się już wtedy rozbiegałem a czas zimy, pomimo treningu w domu, nart i kilku basenów odcisnął swoje piętno. Kondycja spadła i teraz pora nadrabiać. Zatem Operacja “Rusz Tyłek” wystartowała i będzie się rozwijać… Relacje postaram się dawać na bieżąco 🙂

I rzucam WYZWANIE każdemu, kto ośmieli się coś ze sobą zrobić i podzielić wynikami! Tutaj, na tym blogu opublikuję postawiony cel i osiągnięte rezultaty… Czekam na Śmiałka. Kto podejmie rękawicę?